Ile można zarobić w social media?

Nie tak dawno temu pisaliśmy na tym blogu o zarobkach blogerów. Blogowanie to jednak nie jedyny sposób na zarabianie na twórczości w Internecie – są jeszcze media społecznościowe.

Wiele osób wieszczyło śmierć blogów właśnie z powodu coraz szybszego rozwoju mediów społecznościowych. I owszem, z czasem pojawiła się coraz częstsza możliwość na zarabianiu na treściach w social media, ale nie zmarginalizowało to wcale blogów. Zresztą, o zasadności prowadzenia bloga również mamy tekst na blogu, więc jeśli jeszcze nie czytałeś – polecamy. Okazało się ostatecznie, że media społecznościowe oraz inne platformy nie wyprą blogów, a sprawnie je uzupełnią.

Owszem, większe zasięgi robi się dziś w mediach społecznościowych, a większości klientów zależy na zasięgach, to prawda. Trzeba mieć jednak na uwadze jeszcze jeden współczynnik, który sprawia, że social media nie zabiły sensu posiadania bloga: żywotność treści. Mediami społecznościowymi żądzą algorytmy, a te bywają nieubłagane i ograniczają zasięgi treści, to zaś sprawia, że wyświetlają się one i są aktualne dużo krócej niż treści (średnia żywotność postu na Facebooku wynosi około pięciu godzin) na YouTube czy właśnie blogach, które zbierają zasięgi długo po ich publikacji. Zbierają one dodatkowy ruch z wyszukiwarek i w tym zakresie mają dużo większą wartość dla reklamodawców.

Gdzie zarabiać w social media?

Niesamowity boom na media społecznościowe sprawiły jednak, że wielu reklamodawców właśnie tam szuka swoich klientów, właśnie za pośrednictwem twórców treści. Platform, za pośrednictwem których można nawiązać współprace z reklamodawcami jest wiele. Od lat jest Facebook, wciąż swoich wiernych użytkowników ma Snapchat, rośnie znaczenie LinkedIn czy Tik-Toka, ale zdecydowanie najważniejszym medium do monetyzacji zasięgów wśród twórców internetowych jest dzisiaj Instagram. Dlatego dzisiaj pochylimy się właśnie nad tą platformą.

I podobnie jak w przypadku blogerów, nie ma jednoznacznej odpowiedzi na pytanie ile można zarobić na Instagramie. Nie ma żadnych gwarancji, stawki za publikacje są uzależnione od wielu zmiennych. Bardzo często niestety wszystko sprowadzane jest do zasięgów, często błędnie rozumianych jako liczby obserwujących danego profilu. Marki stawiając nacisk na ten aspekt doprowadziły do sytuacji, w której wielu niezbyt uczciwych twórców kupuje sobie obserwujących, tworzy sztuczne bańki lub tworzy treści, które nie mają żadnej wartości, ale przynoszą zasięgi. A duże zasięgi oraz wartościowe treści wcale się nie wykluczają!

Ponadto, marketing idzie coraz mocniej (choć powoli i potrwa to zapewne parę lat) w kierunku docierania z komunikatem do precyzyjnie określonej, wąskiej grupy docelowej. Gdzie nie liczy się zasięg, a celność komunikatu i możliwość wywołania jakiejś reakcji konsumenta, na przykład zakup. Społecznościowe profilowanie i tworzenie person jest na szczęście coraz powszechniejsze, a to może pomóc twórcom z mniejszymi, ale bardziej sprecyzowanymi społecznościami.

Podobnie jak w przypadku samych blogów, stawki wynagrodzenia za publikacje na Instagramie są różne i wahają się od zera do kilkudziesięciu tysięcy złotych. Tak, za jedno zdjęcie na Instagramie. To nie pomyłka. Znam osoby, u których koszt publikacji jednego zdjęcia wynosi 50 tysięcy. Złotych. Netto. Jednak są to profile o bardzo dużym zasięgach, prowadzone przez osoby, które można prędzej nazwać celebrytami niż twórcami internetowymi czy influencerami.

Ilość czy jakość?

I tu dochodzimy do kluczowego aspektu w rozumieniu cen na Instagramie. Niski próg wejścia na tę platformę sprawił, że konkurencja na niej jest ogromna, a zarabiać mogą nie tylko wybrani, którzy włożą w budowanie profilu sporo wysiłku (jak przy budowaniu bloga), ale niemal wszyscy. Z perspektywy klienta czy agencji zawsze jest możliwość znalezienia tańszej (czyli nawet barterowej) alternatywy dla wielu twórców. I jasne, nie zawsze będą to jakościowe i zasięgowe alternatywy, ale nie zawsze jakością i zasięgiem klienci będą się kierować przy doborze twórców na Instagramie. Brutalna prawda.

Na tak wysokie stawki mogą sobie pozwolić nieliczni: celebryci, znane osobistości, sportowcy, najwięksi twórcy, youtuberzy, mający setki tysięcy odbiorców. Podejrzewam, że z czasem dojdzie do spłaszczenia tych stawek, klienci coraz częściej analizują demografie każdego profilu, odcinając osoby, które swoje społeczności zbudowały niezbyt etycznymi metodami. Jednak to kwestia miesięcy, jeśli nie lat.

A przy tak dużej konkurencji stawki są bardzo różnorodne, a w negocjacjach z firmami kluczowa jest elastyczność. Trzeba mieć z tyłu głowy zawsze świadomość tego, że klient zawsze może znaleźć sobie za Ciebie alternatywę. Na Instagramie to jest bardziej odczuwalne niż na jakiejkolwiek innej platformie. Podobnie jak w przypadku blogów, stawki wynagrodzenia zależą także od tematyki treści, gdyż konsekwencją tego są potencjalni klienci, którzy będą się do twórcy zgłaszać – marki z jednych branż dysponują różnymi budżetami. Od budżetów zerowych (realizując kampanie barterowe lub afiliacyjne) w przypadku wielu mniejszych, lokalnych marek kosmetycznych, usług fitness, restauracji, marek technologicznych czy innych marek usługowych. Największe budżety są w kategoriach parentingowych, FMCG (fast moving consumer goods – dobra szybko zbywalne, jak napoje), podróżach czy w niektórych dużych markach odzieżowych.

Nie czytasz? Nie idę z Tobą na Instagrama

Ciekawy jest przypadek branży wydawniczej, która przez wiele lat nie inwestowała zbyt wielkich budżetów na współpracę z influencerami, koncentrując się na współpracach barterowych. Z czasem, po wielu latach edukacji marki z rynku wydawniczego zaczęły coraz częściej płacić skromne wynagrodzenia twórcom (kilkaset złotych). Nie oznacza to, że zrezygnowały całkowicie ze współprac darmowych, wciąż wiele takich projektów jest realizowanych, natomiast w ostatnich miesiącach dostrzegam coraz większą ochotę marek na inwestowanie nawet większych, czterocyfrowych kwot w promocje książek. Oczywiście, są to pojedyncze przypadki i uzasadnione jedynie w przypadku bardziej renomowanych twórców, w których inwestycja wiąże się ze sporym zwrotem, bo mają oni siłę sprzedażową (warto jako twórca mieć udokumentowane przypadki skutecznych działań sprzedażowych), jednak to naprawdę ciekawy trend, którego kilka lat temu bym nie uznał za realny, bo wydawało mi się, że branża wydawnicza jest zbyt skostniała. To jednak dowód na to, że klientów warto edukować.

Na koniec warto podkreślić, że zakładanie Instagrama po to, by na nim zarabiać jest możliwe, ale dość krótkowzroczne. Warto mieć nieco szerszą perspektywę i traktować to jako element dywersyfikacji przychodów (dlaczego warto mieć także bloga pisaliśmy tutaj), nie zaś główne źródło finansowania. To zbyt niestabilne źródło przychodów, a na platformie panuje zbyt duża konkurencja, by przywiązywać się do tego źródła zbyt mocno. Warto wziąć sobie do serca słynny cytat:

„Pieniądze to nie wszystko, ale wszystko bez pieniędzy to…” 😉

Dlatego najpierw treść, społeczność, jakość. A potem można pomyśleć o zarabianiu. 🙂

Podziel się
Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • O mnie

    Maria Kowalska

    Lorem ipsum dolor sit amet, ipsum dolor sit amet, ipsum dolor sit amet…

  • Instagram

  • Facebook

  • Archiwa